Czy Mazury, które kojarzymy głównie z latem i milionami turystów mogą być piękne także poza sezonem? Czy są warte odwiedzenia i co mogą nam zaoferować?
Postanowiliśmy to sprawdzić i wybraliśmy się na Mazury przed rozpoczęciem sezonu turystycznego, czyli tydzień przed długim weekendem majowym. Spodziewaliśmy się co prawda małej ilości turystów, ale nie ich braku. Na miejscu okazało się, że Mazury jeszcze nie wyszły ze snu zimowego. Na wodzie nie było jeszcze żaglówek, nawet nie stały w portach, były na brzegu, niespiesznie przygotowywane do sezonu. Nie kursowały promy wycieczkowe, a dźwięk silnika unoszący się od czasu do czasu nad wodą był tylko odgłosem piły spalinowej z pobliskiego gospodarstwa. Nie było nawet mowy o wypożyczeniu sprzętu do sportów wodnych. Lokalni restauratorzy dopiero zaczęli otwierać swoje lokale, sklepikarze woleli poczekać do ostatniej chwili. Nie było zapachu grilla ani odgłosów imprez, a parkingi były puste. I to było najpiękniejsze – cisza, spokój, brak pośpiechu. Ten wyludniony raj był tajemniczy i majestatyczny.
Spędziliśmy weekend na obserwowaniu wody i zwierząt. Mieliśmy czas na spacery, długie przesiadywania nad jeziorami, przemyślenia i przede wszystkim odpoczynek. Chcieliśmy na trochę uciec z miasta, odprężyć się, odetchnąć. Udało nam się to w stu procentach i mimo braku czegokolwiek nie nudziliśmy się ani przez chwile.
Czy warto się wybrać na Mazury poza sezonem? Na pewno tak. Jeśli ktoś jednak obawia się nudy, to warto wybrać się do większych miejscowości – tam sezon zaczyna się wcześniej lub trwa cały rok – miejscowi też przecież muszą coś robić.